Ludzie robili sobie selfie przed pomnikiem. Uśmiechy. Znaki pokoju. Jedna para kłóciła się cicho, jakby granitowy żołnierz mógł ich usłyszeć. Ale ja widziałem tylko jego.
Mężczyznę na wózku, zgarbionego, jakby ciężar pomnika przygniatał jego ramiona. Miał rozdartą marynarkę przy mankiecie. Czapka na głowie głosiła „WETERAN”, nic więcej. Jak etykieta, której nie prosił. A obok niego — wyjątkowo wytrwały pies, pijący z papierowego kubka, który trzymał, jakby to była porcelana. Bez smyczy. Bez komend. Tylko zaufanie.
Stałem tam dłużej niż zamierzałem, trzymając swoją kawę jak idiotStałem tam dłużej niż zamierzałem, trzymając swoją kawę jak głupek, patrząc na nich, podczas gdy on nawet nie spojrzał w górę, nie prosił o złotówkę, tylko najpierw nakarmił swojego psa.