Postanowił poślubić następną kobietę, która przekroczy próg — ale gdy drzwi się otwarły, oniemiał.

W Sali konferencyjnej zapadła cisza, gdy Tadeusz Dębicki, miliarder i prezes DębTechu, odchylił się w skórzanym fotelu, uśmiechnął się drwiąco i oznajmił: “Ożenię się z pierwszą dziewczyną, która przekroczy te drzwi.” Jego słowa zawisły w powietrzu jak wyzwanie, jak drażniąca prowokacja, a może — tylko może — jak wyznanie ukryte pod płaszczykiem buty.

Obecni przy stole mężczyźni i kobiety wpatrywali się w niego, niepewni, czy żartuje. W końcu Tadeusz Dębicki nie słynął z sentymentalizmu. Znany był z liczb, bezwzględnych przejęć i bycia najmłodszym tech-miliarderem w Warszawie. Miłość, romanse, a nawet związki zdawały się nie pasować do jego wypolerowanego, tytanowo-błyszczącego życia.

Ale teraz to powiedział. I nikt nie śmiał się śmiać.

Tadeusz nienawidził ślubów. Właśnie wrócił z absurdalnie wystawnej ceremonii młodszego brata w Sienie, gdzie miłość paradowała jak trofeum, a goście wznosili toasty za “wieczność”, jakby była marką szampana.

Nienawidził tych spojrzeń, pytań, kiedy przyjdzie jego kolej — jakby małżeństwo było obowiązkowym etapem życia, a on się spóźniał. Jakby ślub czynił człowieka pełnym.

Przewracał oczami przez całe wesele i wrócił do domu z jeszcze większą awersją do wszystkiego, co pachniało zobowiązaniem.

Więc gdy jego asystent, Kacper, zażartował, że Tadeusz nigdy się nie ustatkuje, bo “boi się prawdziwej bliskości”, ten warknął:

“Dobrze. Udowodnię, że to wszystko bzdura.”

“Jak konkretnie?” — spytał Kacper.

“Ożenię się z pierwszą dziewczyną, która wejdzie przez te drzwi” — oświadczył, wskazując na szklane wejście do sali.

Po pomieszczeniu przebiegł szmer niedowierzania.

“Mówisz poważnie?” — zapytała Zofia, szefowa marketingu.

“Śmiertelnie poważnie” — odparł Tadeusz. “Wejdzie, pogadamy, oświadczę się. To takie proste. Miłość to transakcja biznesowa. Nic więcej. Podpiszę papiery, założę pierścionek, uśmiechnę się do kamer. Zobaczymy, jak długo to potrwa.”

Wszyscy się na niego gapili, na ich twarzach malowało się zmieszanie. Ale Tadeusz się nie ugiął. Mówił serio — a przynajmniej tak myślał.

Za drzwiami rozległy się kroki.

Ktoś się zbliżał. Zespół odwrócił się w fotelach, czekając, kogo wybierze los — czy też głupota.

Wtedy drzwi się otworzyły.

I Tadeusz zastygł.

Nie była tym, czego się spodziewał.

Właściwie nie powinna tam w ogóle być.

Nie miała na sobie projektantów ani sztywnej marynarki. Nosiła dżinsy, szarą koszulkę z wyblakłym logo księgarni i trzymała w ręku stertę źle doręczonej poczty.

Włosy miała związane w niedbały kucyk, zmierzwione od letniego upału, a oczy szeroko otwarte, gdy zatrzymała się, zdezorientowana nagłą uwagą skierowaną tylko na nią.

“Chyba… to trafiło nie na to piętro” — powiedziała, podnosząc przesyłki. “Jestem z—”

“Kim jesteś?” — przerwał jej Tadeusz, wstając z krzesła.

Mrugnęła. “Jestem… Kinga. Kinga Nowak. Pracuję w kawiarni na piątym piętrze.”

Po sali przeleciał szept śmiechu, ale Tadeusz się nie zaśmiał. Nawet nie mrugnął.

Jego serce, które zwykle biło wyłącznie dla efektywności, nagle zamarło.

Bo było w niej coś. Coś kompletnie niepasującego do jego świata kwartalnych celów i rocznych prognoz.

Powinien się wycofać, ogłosić to żartem, ale jego własne słowa — “ożenię się z pierwszą dziewczyną, która przekroczy te drzwi” — odbiły się echem, jakby rzuciło mu je samo niebo.

I po raz pierwszy od dawna nie wiedział, co powiedzieć.

Kinga, coraz bardziej zdezorientowana, uniosła brew. “To jakiś… meeting?”

“Tak” — odparł Tadeusz, odzyskując zimną krew. “Tak, właśnie. I właśnie stałaś się jego częścią.”

W swoim gabinecie Tadeusz w kółko odtwarzał tę scenę. Nie mógł przestać o niej myśleć — o tym, jak przechyliła głowę z ciekawością, o jej szczerości, o tym, że kompletnie nie wiedziała, kim on jest.

“Nie wierzę, że to robisz” — powiedział Kacper, wchodząc za nim.

“Powiedziałem, że to zrobię” — odparł Tadeusz.

“Ona jest baristką, Tadeusz.”

“Jest kobietą. Tylko tyle miało znaczyć, pamiętasz?”

“Ale zastygłeś. Zawahałeś się.”

“Po prostu się jej nie spodziewałem.”

“Więc na serio zamierzasz jej się oświadczyć?”

Tadeusz spojrzał na warszawskie wieżowce za oknem, jego wyraz twarzy był nieczytelny. “Tak. Zamierzam.”

I tak człowiek, który uważał miłość za żart, zaczął planować oświadczyny — nieznajomej, która przez przypadek przyniosła pocztę.

Ale nie wiedział, że Kinga Nowak nie była zwykłą baristką.

I na pewno nie miał pojęcia, co ukrywała.

Tadeusz Dębicki, miliarder od technologii, w przypływie brawury oznajmił, że ożeni się z pierwszą kobietą, która wejdzie do sali konferencyjnej. Gdy okazało się, że jest nią Kinga Nowak — skromna baristka, która źle doręczyła przesyłki — był zaskoczony. Ale dał słowo i teraz zamierzał go dotrzymać. Czego nie wiedział? Kinga Nowak nie była tym, za kogo się podawała.

Dwa dni później Tadeusz stał przed kawiarnią na piątym piętrze budynku, którego był właścicielem — miejsca, w którym nigdy wcześniej nie był. Gdy wszedł do środka, kilkanaście par ciekawskich oczu pracowników natychmiast się na nim skupiło, niektórzy udawali, że go nie widzą, inni szeptali za telefonami.

Za ladą Kinga wycierała ekspres do kawy, wiążąc włosy i nuI wtedy, gdy Kinga uniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy, Tadeusz zrozumiał, że największe ryzyko w życiu to nie przypadkowe małżeństwo, lecz szansa na coś prawdziwego – i tym razem postanowił nie uciekać.

Leave a Comment